Jak naprawić małżeństwo (cz. 3) TWM 3-2025

Święty Jan Paweł II mówił, że mamy dwa sposoby
„bycia ciałem”. Kobiecy, powołany do „matkowania”, i męski, przeznaczony do „ojcowania”.

Każda osoba jest inna (osobna), lecz inność kobiety i mężczyzny jest szczególna, bo celowa oraz daleko idąca. Wynika to z prostego faktu mądrości Stwórcy, który wyznaczył inne funkcje życiowe kobiecie, a inne mężczyźnie. Wyposażył swoje stworzenia stosownie do zadań, jakie mają do spełnienia.

Kobiecość i męskość
Drugą przyczyną kryzys.w małżeńskich (pierwsza została omówiona w „Trwajcie w miłości”, nr 2/2025) jest nieuświadamianie sobie faktu – albo raczej niewyciąganie praktycznych wniosków z niego – iż żona i mąż są kobietą i mężczyzną oraz że zostali wyposażeni przez Stwórcę do innych zadań życiowych.

Obrazowo mówiąc, kobieta jest krótkowidzem, który widzi najdrobniejsze szczegóły z bliska, ale nie bardzo dostrzega to, co jest na odległym horyzoncie. Jej ostrość widzenia jest nastawiona na człowieka. Z kolei mężczyzna jest dalekowidzem, który patrzy daleko do przodu, ale bliskich drobiazgów w ogóle nie dostrzega. Jego ostrość widzenia jest nastawiona na materię. W efekcie kobieta znakomicie się nadaje do rozumienia zwłaszcza małego dziecka, do spełniania jego potrzeby bliskości i bezpieczeństwa oraz do osłaniania go przed niebezpieczeństwami płynącymi ze świata. Z kolei mężczyzna ma talent do uczenia dzieci (zwłaszcza dorastających) stawiania czoła niebezpieczeństwom i samodzielnego radzenia sobie w świecie. Zarówno brak kobiety – mamy, jak mężczyzny – taty oraz brak poczucia bezpieczeństwa płynącego z silnej miłości między rodzicami przynosi katastrofalne skutki dla dzieci. Można je zniwelować tylko w trudzie samowychowania wspartego łaską, ale to już odrębny temat.

Kobieta znakomicie się nadaje do rozumienia zwłaszcza małego dziecka, spełniania jego potrzeby bliskości i bezpieczeństwa oraz osłaniania go przed niebezpieczeństwami płynącymi ze świata

Oczywisty i niekwestionowany jest podział zadań w dziedzinie przekazywania życia. To kobieta nosi dziecko w swym ciele, rodzi je i karmi piersią, a mężczyzna (będący na zewnątrz układu matka–dziecko) otacza oboje opieką i, symbolicznie mówiąc, żywi ich i broni.

Jednak inność zadań nie wyczerpuje się w kwestii przekazywania życia czy nawet wychowywania dzieci w rodzinie. Również poza rodziną zadaniem kobiety w świecie jest „matkowanie”, a mężczyzny „ojcowanie”. Kobieta jest lepiej „wyposażona” do bezpośredniego kontaktu z człowiekiem (zwłaszcza z bezbronnym, chorym, potrzebującym opieki lub pomocy), ma więc za zadanie szerzenie miłości w świecie, w relacjach międzyludzkich.

Przepiękny przykład niestrudzonego wypełniania tej misji dała swoim życiem św. Matka Teresa z Kalkuty. Kiedyś amerykański dziennikarz podglądał ją, gdy pielęgnowała umierającego biedaka przy śmietniku. Ten ubogi wyglądał i „pachniał” odrażająco, a pomimo tego św. Matka Teresa opatrywała go z wielką czułością. Dziennikarz podszedł do niej i powiedział: „Matko, ja za milion dolarów bym tego nie zrobił”. Misjonarka miłości odpowiedziała w swoim stylu: „Za milion dolar.w też bym tego nie zrobiła”. Ona robiła to z geniuszu kobiecego macierzyństwa rozwiniętego do granic człowieczych możliwości, dodatkowo czerpiąc siły z najwyższej (bo duchowej) motywacji oraz z łaski otrzymywanej od Boga. Żadna z sióstr należących do zgromadzenia założonego przez św. Matkę Teresę nie wyruszała na ulice Kalkuty bez… godzinnej adoracji. A wychodząc, słyszała od Matki: „Gdy opatrujesz takiego biedaka, to wyobraź sobie, że samego Chrystusa trzymasz w ramionach”. Połączone szczyty możliwości kobiecych z najwyższymi motywacjami sięgającymi Boga samego oraz z łaskami od Niego pozwalają przekraczać wszystkie ludzkie ograniczenia. Niemożliwe staje się możliwe. Nasuwa się pytanie do każdej dziewczyny i kobiety: co zrobiłaś z geniuszem swojej kobiecości? Czy nie dałaś się oszukać światu (wynaturzonemu i bezbożnemu)
głoszącemu, że szczęście nie płynie z miłości, tylko z przyjemności (hedonizm) i samorealizacji (indywidualizm)? Może myślisz, że kariera, sława i pieniądze dadzą ci szczęście? A Święty Paweł pisał: „Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak […] cymbał brzmiący” (por. 1 Kor 13,1).

Podkreślmy – zadaniem kobiety nie jest narzekanie na złe relacje, ale aktywne kształtowanie dobrych. Wiem, drogie panie, że macie na co narzekać, lecz narzekanie niczego nie zmieni. Uwierzcie jednak, że wszystkie tak liczne gafy, które popełniamy my, mężczyźni, w relacji z wami wcale nie muszą wynikać ze złej woli. My po prostu nie mamy talentu do budowania relacji, za to mamy talent do obróbki materii. To jest naszym zadaniem i tym możemy wam służyć. I często uczciwie oraz pracowicie służymy. Oczywiście to nas nie zwalnia z podejmowania wysiłku, bo nawet przysłowiowego słonia w sklepie z porcelaną można nauczyć poruszania się niepowodującego zniszczeń. Tak, jesteśmy „wyuczalni”, tylko że my powinniśmy chcieć się od was uczyć, a wy bądźcie cierpliwymi nauczycielkami – może trochę tępych, ale oby pilnych uczniów.

Niestety, świat dość skutecznie zbuntował kobiety, by nie podejmowały trudu wychowywania mężczyzn, nawet własnych mężów, mówiąc mniej więcej tak: „Jakby cię kochał, toby wiedział, jak cię traktować. Nie będziesz dorosłego chłopa uczyć! Lepiej wywal go z domu i znajdź kogoś, kto cię naprawdę pokocha i z kim będziesz szczęśliwa…”. Z kolei mężczyzn buntuje się za pomocą tekst.w: „Nie bądź pantoflarzem. Baby będziesz słuchał?…”. Niestety, udało się wbić klina w budowanie relacji damsko-męskich i wiele małżeństw na tym cierpi.

Trzeba w tym miejscu dodać, że właśnie kobieta ma ogromną moc oddziaływania na mężczyznę. W szczególności chodzi tu o wzajemne odniesienia. Mówiąc w skrócie, kobieta, która sama siebie szanuje, uczy tym samym mężczyzn szacunku dla kobiet i, co bardzo ważne, jest w efekcie przez mężczyzn szanowana. Dość powszechnie spotykamy się z narzekaniem kobiet na coraz gorsze zachowania mężczyzn. Mimo niewątpliwej słuszności tej diagnozy postawa taka jest zupełnie bezproduktywna. Czas, by kobiety, stosownie do swej ogromnej godności płynącej z misji macierzyństwa, zaczęły się naprawdę szanować i tym samym pomogły mężczyznom we właściwym odnoszeniu się do kobiet. Oczywiście, to nie zwalnia mężczyzn z osobistego wysiłku kształtowania właściwych relacji między nimi a kobietami.

W odróżnieniu od kobiety, której talenty skierowane są ku człowiekowi, predyspozycje mężczyzn ukierunkowane są na skuteczne zmagania się z materią oraz poznawanie i kierowanie procesami zachodzącymi w świecie

W odróżnieniu od kobiety, której talenty skierowane są ku człowiekowi, predyspozycje mężczyzn ukierunkowane są na skuteczne zmagania się z materią oraz poznawanie procesów zachodzących w świecie i kierowanie nimi. Jest on predysponowany do podejmowania walki z trudnościami, z przeciwnościami losu, do brania odpowiedzialności za bieg wydarzeń. Mężczyzna powinien czuć się odpowiedzialny za losy swej rodziny, społeczności, w której żyje, za losy świata.

Piękny przykład niestrudzonej, niezłomnej ojcowskiej troski o losy świata dał św. Jan Paweł II. Taka troska jest zadaniem każdego mężczyzny, a szczególnie tego, który sprawuje jakąkolwiek władzę. Władza powinna być służbą na rzecz dobra powierzonych sobie „podwładnych”. Wielkim zagrożeniem współczesnych rodzin jest dość powszechne wśród mężczyzn zagubienie poczucia jednoosobowej odpowiedzialności za losy małżeństwa i rodziny. Wiele jest tego przyczyn: od źle rozumianej idei partnerstwa, przez niedojrzałość mężczyzn do brania na siebie ciężaru odpowiedzialności, aż do postawy samych kobiet walczących z władzą męża i żądających nieraz dla
siebie samej pełni władzy w rodzinie. Trudny i bolesny to problem, wart odrębnego opracowania.

Kondycja małżeństw
Wróćmy jednak do tematu różnic. Jesteśmy obiektywnie inni, ale świat to neguje. Głosi opacznie (by nie powiedzieć obłąkańczo) rozumianą „równość” kobiety i mężczyzny, mającą się wyrażać pełną wymiennością ról oraz identycznością zadań do spełnienia w świecie. Ustanawia się nawet prawa gwarantujące na przykład minimalny procent kobiet na stanowiskach obsadzanych na drodze wyborów. Świat błądzi w imię równości rozumianej jako identyczność i pełna wymienność płci. Tworzy się dość powszechny, ogólny bałagan również w umysłach ludzkich. Rodzina przestaje być rozumiana jako wspólnota kobiety, mężczyzny oraz ich dzieci, w której w naturalny (czyli zgodny z naturą) sposób rozdzielone są funkcje, przywileje i zadania.

Odchodzenie od naturalnego porządku rzeczy zawsze kończy się większym lub mniejszym fiaskiem. Tymczasem dziś dochodzi do zupełnego pomieszania. Na przykład neguje się definicję rodziny jako trwałego związku mężczyzny i kobiety podejmujących zadania rodzicielskie. W zamian proponuje się nowoczesne „związki partnerskie”, bez mówienia o ich dwupłciowości, wierności i wyłączności seksualnej i oczywiście bez słowa o żadnych dzieciach. Dzisiejszy, nafaszerowany hasłami o równości i identyczności płci, skołowany w efekcie człowiek może mieć – i ma – poważne kłopoty z akceptacją naturalnej inności kobiet i mężczyzn, a w konsekwencji inności należnych im praw i obowiązków.

Czy ma to wpływ na kondycję małżeństw? Niestety, tak. I to wielki. Gdyby mnie spytano, jakie najczęściej pretensje zgłaszają osoby przychodzące do poradni małżeńskiej, odpowiedziałbym bez wahania: żono to, że ich mężowie czują, myślą, reagują, działają… jak chłopy. Mężowie zaś zgłaszają pretensje o kobiecość swoich żon. Oczywiście inaczej to jest nazywane, ale w gruncie rzeczy do tego się to sprowadza. Kobieta ubolewa nad niedopasowaniem, opisując, jak to on robi wszystko źle – bo inaczej niż ona. Zawiedziona jest jego tragiczną niedomyślnością, czasem nawet komentując to słowami: „Jakby kochał, toby się domyślał, o co chodzi”. Nie zdaje sobie sprawy, że jej oczekiwania są nie do spełnienia. Niespełnione zaś oczekiwania rodzą frustracje. Na przeszkodzie wcale nie stoi jego zła wola (o co jest często posądzany), lecz natura mężczyzny, której zmienić się nie da. Otóż właśnie w tej kwestii nauka jednoznacznie stwierdziła, że kobiety mają znacznie wyższy wrodzony poziom empatii niż mężczyźni. Empatia jest cechą umożliwiającą życzliwe wczuwanie się w sprawy (zwłaszcza uczucia) drugiego człowieka. To, co dla kobiety może być w tej sferze oczywistością osiąganą bez wysiłku, dla mężczyzny może się znajdować po prostu poza granicami jego możliwości, być czymś nieosiągalnym. Zauważmy, że pretensje na tym polu nie tylko są nieuzasadnione, ale wręcz krzywdzące. Ileż mniej byłoby kłopot.w małżeńskich, gdyby kobiety i mężczyźni mieli rzetelną wiedzę na temat swej naturalnej inności oraz wynikających stąd konsekwencji dla życia małżeńskiego.

Ileż mniej byłoby kłopotów małżeńskich, gdyby kobiety i mężczyźni mieli rzetelną wiedzę na temat naturalnej inności i wynikających stąd konsekwencji dla życia
małżeńskiego

Pewnie do końca życia będę pamiętał mężczyznę z poradni, opuszczonego nagle – i dla niego samego niespodziewanie – przez żonę i dwójkę dzieci, po 17 latach małżeństwa. Pewnego dnia bez żadnej zapowiedzi żona z dziećmi wyprowadziła się do swojej mamy, nie zostawiając nawet listu pożegnalnego. Mężczyzna
w poradni przedstawił długą listę win swej żony, które można by sprowadzić do jednego stwierdzenia: „Moja żona jest kobietą i wszystko robi po kobiecemu. Po kobiecemu myśli, czuje i działa, a to jest nie do wytrzymania”. Po jego długiej i potoczystej relacji powiedziałem mu w kilku zdaniach o podstawowych różnicach pomiędzy mężczyzną i kobietą. Po moich wyjaśnieniach zapytał: „Czy to znaczy, że przez 17 lat zadręczałem żonę pretensjami o to, że jest normalną kobietą?”. Odpowiedziałem: „Niestety, tak!”. Rozpłakał się, po czym retorycznie zapytał: „Dlaczego ja tego wszystkiego nie wiedziałem wcześniej?”. Dodajmy, że nie był to człowiek z marginesu. Był tytularnym profesorem pracującym na wyższej uczelni.

To jest moja odpowiedź na pytanie o to, jaki sens ma przygotowywanie się do małżeństwa, mówienie czy pisanie do małżeństw już zawartych. Co prawda sama świadomość i wiedza nikomu jeszcze nie naprawiła małżeństwa, ale jest ona potrzebna do mądrej, konstruktywnej i skutecznej przemiany życia.

Jacek Pulikowski